czwartek, 12 maja 2011

"Dobrzy żołnierze", zła wojna

Wojna dla każdego wygląda inaczej. Dla tych co ją wykorzystują, mediów, polityków jest bitem informacji, czy partią szachów na których budują swoją karierę. Dla jej uczestników, nawet tych najbardziej ambitnych, wierzących, że za pomocą karabinu niosą ludziom lepszą przyszłość z czasem staje się piekłem na ziemi, walką o przeżycie, strachem przed śmiercią, czy czasem jeszcze gorszym kalectwem. Taką właśnie wojnę oczami zwykłych żołnierzy próbuje ukazać czytelnikom David Finkel w książce "Dobrzy żołnierze".



Finkel spędził w sumie osiem miesięcy w Iraku towarzysząc jako reporter działaniom batalionu 2-16 armii amerykańskiej pod dowództwem podpułkownika Ralpha Kauzlaricha. W tym czasie poznawał życie żołnierzy podczas codziennej służby, ich problemy, myśli, strachy. Książka jest napisana w postaci zbeletryzowanej, autor zamiast korzystać z formy reportażu wolał zostać głosem żołnierzy i mówić w ich imieniu. Dzięki temu zabiegowi czytelnik może bardziej bezpośrednio poznać codzienne życie szeregowych żołnierzy. Z drugiej jednak strony nie zawsze ten efekt udaje mu się osiągnąć, czasem, czytając książkę można sobie zadać spytanie, skąd autor zna tak prywatne przemyślenia bohatera w tej akurat chwili.

Batalion 2-16 (oznaczenie 2-16 znaczy: Drugi Batalion Szesnastego Pułku Piechoty Zespołu Bojowego Czwartej Brygady Piechoty Czwartej Dywizji Piechoty) został skierowany do Iraku w ramach strategii Surge, mającej na celu ustabilizowanie sytuacji w tym kraju. Stabilizacja miała polegać nie tylko na walkach z partyzantką, ale i na współpracy z miejscową ludnością, poprawianiem jej warunków życia.  Batalion jako rejon działania dostaje jedną z najbardziej niebezpiecznych dzielnic Bagdadu.

Żołnierze zderzają swoje wyobrażenie o wojnie z iracką codziennością. Są to przeważnie młodzi ludzie, około dwudziestego roku życia, wielu jeszcze nie ukończyło dwudziestu lat. Najmłodszy ma siedemnaście lat. Nagle dowiadują się, że wojna to nie bohaterskie walki, że przeciwnik jest praktycznie niewidzialny, że prawdziwym wrogiem jest zamaskowana przy drodze mina, że walczy się głównie ze strachem i wspomnieniem tego co się przeżyło.

Podobny rozdźwięk zachodzi, gdy żołnierze porównują swoje doświadczenia z tym co mówią w mediach politycy z Waszyngtonu. Codzienne życie to dla nich beznadziejna walka o przeżycie z często niewidzialnym i nieuchwytnym wrogiem, ciągłe patrole na których nigdy nie wiadomo co się wydarzy, strach i nieprzychylność większości mieszkańców którym mają teoretycznie pomagać. Tymczasem w mediach dowiadują się o skuteczności prowadzonej w Iraku polityki, odnoszonych sukcesach. Słyszą słowa prezydenta Busha o słuszności strategii Surge, gdy tymczasem ich codzienne życie zdaje się temu zaprzeczać. Wśród nich chyba już nikt nie wierzy, że wygrywają na tej wojnie.

"Dobrzy żołnierze" to surowa lektura. Autor stara się nie oceniać ani żołnierzy, ani wydarzeń w których uczestniczą, ani też Irakijczyków z którymi bohaterowie książki na co dzień się stykają. Wojna w niej nie jest heroizmem, raczej strachem i czasem zrywem jakiejś szaleńczej rozpaczy która powoduje, że ratuje się umierającego kompana, czy ściga po zaułkach przedmieść zamachowca. Żołnierze którzy widzieli śmierć swoich kolegów, ratowali ich z płonących samochodów, czy sami zabili przeciwnika nie czują się bohaterami, raczej ofiarami wydarzeń, którzy sami potem potrzebują pomocy, a najlepszą strategią radzenia sobie z problemami jest o nich nie myśleć.

Dzięki formie beletrystycznej w jakiej napisano książkę czyta się ją szybko i łatwo się zżyć z żołnierzami batalionu 2-16. Być może autorowi zabrało odrobinę talentów literackich jak na tę formę której się podjął, ale rekompensuje to realizmem wydarzeń i reporterską dokładnością. "Dobrzy żołnierze" są pozycją wartą uwagi, ukazującą wojnę oczami zwykłego żołnierza, istotnym głosem mówiącym o tym czym jest wojna ludziom, którzy mają to szczęście w żadnej nie uczestniczyć osobiście.

Recenzje opublikowano pierwotnie w serwisie Lektury Reportera

Brak komentarzy: