środa, 22 kwietnia 2009

Wolność słowa? Tylko prywatnie

Miss Kalifornii, podobno pewniak do korony Miss USA, straciła szansę na zdobycie tytułu… bo powiedziała szczerze to co myśli. Jak donosi serwis internetowy TVN24 , finalistka Carrie Prejean na pytanie co sądzi o małżeństwach gejów i lesbijek odpowiedziała: „Żyjemy w kraju, gdzie można wybrać między małżeństwem między mężczyzną a kobietą, a między osobami tej samej płci.  Osobiście wierzę, że małżeństwo to związek między mężczyzną a kobietą„. Okazuje się, że szczerość nie popłaca. Zgromadzona na widowni publiczność zareagowała „buczeniem” (określenie TVN24), również prowadzący konkurs wyrazili swoje niezadowolenie z jej wypowiedzi. Być może ta szczerość spowodowała, że korona Miss USA powędrowała w ręce Kristen Dalton.



Cóż z tego wynika? Moim zdaniem tyle, że polityczna poprawność wymknęła się już spod kontroli (przykład panny Prejean to tylko szczyt góry lodowej) i teraz trzyma rękę na ustach tak szumnie głoszonej oficjalnie (gwarantowanej konstytucją) wolności słowa. Czy, gdyby jakiś słynny gej powiedział, że małżeństwa heteroseksualne nie mają racji bytu opinia publiczna „buczałaby” równie głośno? Śmiem wątpić. Raczej przemilczałaby taką wypowiedź i przeszła nad nią do porządku. W końcu wszyscy ludzie są równi. Tylko, że niektórzy są równiejsi.

sobota, 18 kwietnia 2009

Zatoka Piratów w opałach

Twórcy serwisu „Pirate Bay” (Gottfrid Svartholm Warg, Peter Sunde, Fredrik Neij i Carl Lundstrom) umożliwiającego internautom swobodną wymianę plików, w tym materiałów chronionych prawem autorskim, zostali skazani na rok więzienia. Oprócz ograniczenia wolności sąd nakazał im wypłacenie 30 mln koron (czyli ponad 3,5 mln dolarów amerykańskich) firmom, których prawa zostały naruszone (źródło).


Podstawą wyroku skazującego był zarzut pomocy w naruszaniu praw autorskich. Skazani nie przyznają się do winy i twierdzą, że niezależnie od decyzji sądu, serwis wciąż będzie funkcjonował. Tymczasem organizacja Business Software Alliance (BSA) chroniąca interesy koncernów branży rozrywkowej wydała oświadczenie, w którym wyraziła swoje zadowolenie z treści sądowego wyroku. BSA liczy, że wyrok ten przełoży się na dalsze postępy w walcem z piractwem i będzie on ostrzeżeniem dla innych serwisów umożliwiających wymianę nielegalnych plików (źródło).

Opinie dotyczące swobodnej wymiany plików są podzielone. Powszechnie wiadomo, że codziennie miliony internautów wymieniają się plikami, których spory odsetek to treści chronione prawem. I choć koncerny medialne walczą z tym procederem to wśród samych artystów i twórców zdania są różne. Jak donosi serwis technonews.pl znany pisarz Paulo Coelho popiera taką działalność. W swojej wypowiedzi na którą powołuje się serwis stwierdził: „Uważam, że dzielenie się różnymi rzeczami leży w ludzkiej naturze – nie da się tego zablokować jakimiś przepisami. Od początku ludzkości czuliśmy potrzebę dzielenia się wszystkim – od żywności po sztukę. To część człowieczeństwa…”

Czy ten wyrok oznacza początek końca istnienia serwisu? Być może, ale raczej nie świadczy o końcu internetowego piractwa. Dowodem na to twierdzenie może być los serwisu Napster – niegdyś największego portalu umożliwiającego wymianę plików z muzyką metodą p2p. W wyniku procesów sądowych z wytwórniami fonograficznymi Napster ograniczył swoim użytkownikom wymianę plików muzycznych chronionych prawem. Obecnie w serwisie można ściągać muzykę za opłatą. Mimo upadku Napstera i przekształcenia go w internetowy sklep muzyczny, możliwość swobodnej wymiany plików nie umarła wraz z serwisem i obecnie jest jeszcze popularniejsza niż kilka lat temu. Następcy „Pirackiej Zatoki” już być może wyrastają…

Sami twórcy Pirate Bay nie spuszczają z tonu i jak donosi serwis internetowy RMF FM zapowiedzieli, że serwis będzie działał nadal: „Tak, jak we wszystkich dobrych filmach, bohaterowie przegrywają na początku, ale na końcu i tak czeka ich wielkie zwycięstwo. Tylko tego nauczył nas Hollywood„. Wyrok sądu nie kończy jeszcze procesu, gdyż obrońcy skazanych zapowiedzieli apelację.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Superjedynki - "Kto się tam pokazuje tego ja nie szanuję"

Superjedynki są plebiscytem muzycznym organizowanym w Opolu od 2000 roku. Muzycy nagradzani są za osiągnięcia minionych dwunastu miesięcy. Czym się różni  wydanie AD 2009 od poprzednich? Po pierwsze, w tym roku wśród nominowanych pojawiło się kilka zespołów rockowych (przy dotychczasowej dominacji popu). Po wtóre, najpewniejsi kandydaci do nagrody ogłosili bojkot plebiscytu.

Jak doniosły media tuż przed Wielkanocą, Grabaż – lider zespołu Strachy Na Lachy zażądał usunięcia kandydatury zespołu ze wszystkich kategorii, do których był nominowany. W swoim oświadczeniu wyjaśnia: „Jako zespół nie chcemy swoją twórczością, nazwą i czymkolwiek innym – związanym z nami – w jakikolwiek sposób być kojarzeni z obecną ekipą dowodzącą państwową telewizją„. Strachy Na Lachy nominowane były za płytę „Zakazane piosenki” wydaną we wrześniu 2008 roku.

Tuż po bojkocie ogłoszonym przez Grabaża z plebiscytu wycofał się Kazik Staszewski. Znając jego niechęć do wszelkiego rodzaju konkursów, nagród i tym podobnych, decyzja ta nie może dziwić. W tekście oświadczenia opublikowanym na jego stronie www był mniej radykalny od Grabowskiego, krótko poprosił o wycofanie jego kandydatury z nominowanych kategorii.

Co na to fani? Tradycyjnie opinie są podzielone. Jedni chwalą muzyków za twardą postawę („kaczydella” w komentarzu pod informacją prasową pisze: „pomimo że nie lubię paczki Grabaża to brawa dla niego i dla Kazika również, bo w dzisiejszych czasach te nagrody nie są odzwierciedleniem dokonań muzycznych, chodzi o sukces medialny – w sam raz dla Dody czy Feela ;]„), inni z kolei wzruszają ramionami („Dziadziu Kaziku, a kogo dziś to obchodzi?” - pisze internauta „dwa pokolenia później”).

Czy bojkot plebiscytu coś zmieni? Śmiem wątpić. Superjedynki to potężna machina zarabiająca spore pieniądze i nie  poruszy ją jeden czy dwa „wyboje” na jej drodze. W kolejce do wyróżnień w tym roku wciąż czekają znani muzycy: Maleńczuk, Nosowska, Voo Voo, Habakuk, czy Maria Peszek. Na razie nie wygląda na to, by któryś z tych muzyków miał się przyłączyć do bojkotujących.  „Show must go on”.

niedziela, 5 kwietnia 2009

Koncentrat marzeń

W 1997 roku Henryk Dederko nakręcił dokument o firmie Amway pt. „Witajcie w życiu”. Od tego też roku, film nie był jeszcze oficjalnie rozpowszechniany, gdyż Amway zaskarżyła autorów produkcji o naruszenie dóbr osobistych korporacji. Do dziś toczą się w sądach różnych instancji procesy, które uniemożliwiają pokazanie filmu szerokiej publiczności. Dlatego właśnie produkcja ta stała się najbardziej znanym „półkownikiem” po przemianie ustrojowej w Polsce.


Na czym polega działalność Amway? Metodą na sukces  korporacji okazało się stworzenie sieci sprzedaży bezpośredniej. Po prostu werbuje się osoby, które werbują kolejnych ludzi, którzy werbują następnych i tak dalej. Równocześnie  wszyscy zwerbowani kupują firmowe produkty i materiały szkoleniowe, a także sprzedają je znajomym. Proste i skuteczne. Produkty są koncentratami o wysokiej wydajności, ale i równie wysokiej cenie.

O filmie mimo jego problemów (a może właśnie dlatego) wciąż się mówi. Obrósł legendą, mimo że mało kto go widział. W prasie pojawiały się spekulacje, że przyczyną blokady filmu jest nie wzmiankowane naruszenie dóbr firmy, ale działanie prewencyjne mające na celu uniemożliwienie poznania przez społeczeństwo metod rekrutacji i kierowania szeregowymi pracownikami korporacji. Uważa się, że proces pomiędzy twórcami, a korporacją to spór o granice wolności słowa i swobodę wypowiedzi.

Wychodząc ze znanego powiedzenia, że „jeśli czegoś nie ma w internecie to nie istnieje” – postanowiłem poszukać filmu. Szybko przekonałem się, że dokument ma „drugie życie” w globalnej sieci. Można go znaleźć wśród torrentów, udało mi się znaleźć film opublikowany na ftp. Nie czekając długo, rozpocząłem seans. Jakość filmu przypomniała mi „stare, dobre czasy”, gdy w „drugim obiegu” na zużytych kasetach VHS oglądało się w latach 80-tych największe zachodnie produkcje filmowe. Łza się w oku kręci. Do rzeczy jednak.

Czym zgrzeszył Dederko, że jego film trafił na kilkanaście lat do lamusa? Treścią dokumentu są przede wszystkim fragmenty firmowych meetingów, szkolenia nowych adeptów i wypowiedzi dystrybutorów Amwaya. Praktycznie brak jakiegoś zewnętrznego odautorskiego komentarza. Dederko w produkcji posługuje się montażem, aby przekazać swoje przesłanie.

Pierwsze co rzuca się w oczy podczas oglądania filmu, to ciągłe mamienie ludzi ich przyszłym bogactwem. Nikt tu nie ma wątpliwości, że pieniądze tylko czekają, aby je zarobić. Sukces materialny jest najważniejszym celem. „Pewien człowiek w Afryce znalazł 950 osób i stworzył sektę. Namówieni przez niego – wszyscy wypili truciznę. Jeżeli on znalazł 950 osób gotowych do popełnienia samobójstwa, to czy wy nie jesteście w stanie znaleźć trzech osób gotowych by zarobić wielkie pieniądze?” – taką mniej więcej historię opowiada jeden z prowadzących wykłady dla „amway’owców”.

Każdy członek korporacji musi mieć obowiązkowo marzenia. Nie takie zwykłe, ale wielkie. Im bardziej nierealne tym lepsze, z jednym jednak zastrzeżeniem – muszą być materialne, nic innego nie jest godne uwagi. Aby je spełnić trzeba oczywiście ciężko pracować. Amway „daje gwarancję”, że osiągnie się sukces, wystarczy tylko chcieć. Ba, korporacja ma dowody na poparcie swoich słów! Każdy pracownik korporacji musi kupować materiały szkoleniowe, w których ci, którzy już odnieśli sukces, opowiadają jak doszli do spełnienia swoich marzeń. Do tego każdy zmuszony jest do przeprowadzenia „autoindoktrynacji”: „Mam bogatą osobowość. Mam unikatową osobowość Amwaya. Jestem wspaniały, zdrowy i pozytywny. Będę pracować. Jestem entuzjastyczny. Inni ludzie będą chcieli być tacy jak ja. Ludzie będą mieli lepszy dzień, bo mnie dzisiaj spotkali. Jestem biznesmenem i mam rosnący biznes Amwaya. Kocham siebie i ludzi. Muszę wyglądać, jak święty, muszę być szczęśliwy. Proszę, aby moje marzenie nie umarło” – mówi jeden z bohaterów filmu z uśmiechem na stałe przyklejonym do twarzy.

„Witajcie w życiu” to film o mechanizmach korumpowania ludzkiej duszy. Ktoś, kto wejdzie do korporacji nie może w niej być „półgębkiem”, musi należeć do niej całym sobą, duszą i ciałem. Bezkrytycznie wierzyć we wszystko co mówią mu ludzie stojący wyżej w hierarchii. W zamian dostaje obietnicę „raju”, zagwarantowaną słowem tych, którym już się udało. „Raj” to oczywiście obietnica wielkiego bogactwa. Poddanie się praniu mózgu w zamian za spełnienie  marzeń, oczywiście tych materialnych, bo innych mieć nie warto.

Film Dederki jako dokument nie jest doskonały, po obejrzeniu całości, z czystym sumieniem można powiedzieć, że nie jest również obiektywny, ukazuje tylko jedną stronę medalu. Jednak reakcja korporacji, która zamiast podjąć dyskusję woli blokować publikację filmu daje dużo do myślenia.

Medialna blokada filmu nie do końca okazała się skuteczna. Proces w tej sprawie odbił się szerokim echem w mediach powodując duże zainteresowanie publiczności. Dzięki medialnemu szumowi wokół produkcji, „Witajcie w życiu” jest wciąż obecne w debacie publicznej, zaś sam dokument łatwo dostępny w internecie dla każdego zainteresowanego.