poniedziałek, 13 sierpnia 2007

Survival: Jak przejechać rowerem przez miasto

Rowerzysta w mieście takim jak Częstochowa nie ma łatwo. Ścieżek rowerowych jest jak na lekarstwo, na ulicy kierowcy jeżdżą szybko i nieuważnie. Podjąłem próbę opisania tego co spotyka rowerzystę podczas poruszania się po mieście. Zapraszam na moją codzienną wycieczkę z domu do pracy.


Po pierwsze rower. Moim zdaniem najlepszym rowerem do jazdy po mieście jest rower… górski. Owszem, ułożenie ciała podczas jazdy nie jest najwygodniejsze, sylwetka jest pochylona do przodu, przez co kręgosłup ponosi większą część obciążeń niż w tzw. rowerze miejskim. Weźmy jednak pod uwagę, że ścieżki rowerowe w „Świętym Mieście” to rzadkość, a ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Chodniki są nierówne, pełne zniszczonych betonowych kostek, zaś o stanie dróg nawet nie będę wspominał. Dlatego na wyboje polecam rower przygotowany do poruszania się po nierównościach. Oczywiście nasz bicykl powinien być wyposażony w światła, z przodu białe, zaś z tyłu czerwone. To konieczność, często trzeba jechać po ulicy, a warunki na drodze są różne, może padać deszcz, czasem trzeba jechać wieczorem, lepiej nie ryzykować. Niestety zbyt wielu rowerzystów nie przestrzega tej zasady. Osobiście polecam mrugające diody led, dają silne światło i dobrze przyciągają uwagę kierowców. Hamulce to oczywistość, nawet nie będę wspominał o ich przydatności. Z obowiązku dodam, że przepisy wymagają, aby rower był wyposażony w dzwonek, zwykle jednak „rasowy” rowerzysta nie ma dzwonka, równie skuteczny, a może skuteczniejszy jest pisk hamulca za plecami człowieka idącego po ścieżce rowerowej.

Ruszamy! Osiedlowa, ślepa uliczka nie stanowi pozornie zagrożenia, rozglądamy się na boki i włączamy się do ruchu. Uliczka kończy się po dwustu metrach i łączy z ruchliwszą drogą. Brak znaków informuje nas, że to skrzyżowanie równorzędne. Nie wystarczy jednak spojrzeć, czy mamy wolną prawą stronę. Auta jeżdżą tu szybko, nie zauważyłem, aby którykolwiek z kierowców zwracał uwagę, czy z bocznej drogi ktoś wyjeżdża, wymuszanie pierwszeństwa w tym miejscu jest tak normalne, jak zwyczaj nie zatrzymywania się na czerwonym świetle, gdy pali się zielona strzałka. Dwa zakręty i dojeżdżamy do DK-1 przecinającej Częstochowę. „Trasa” to miejsce dla rowerzystów-samobójców, ja do nich nie należę więc zjeżdżam na chodnik. Szczęśliwie pieszych nie ma tu za dużo zaś chodnik jest wygodny i szeroki, prawdziwa rzadkość. Dwieście metrów dalej docieram do spokojnej uliczki, którą mknę dalej. Uliczka jest spokojna, co nie znaczy, że bezpieczna. Często stoją tu tiry zwężając światło drogi do jednego pasa. Zdarzyło mi się kiedyś uciec na trawnik przed autem, które musiało koniecznie wyminąć stojącego na jego pasie tira, nawet kosztem potrącenia rowerzysty.

Ulicą docieram do dużej arterii, na szczęście jest wzdłuż niej ścieżka rowerowa. Właściwie powinienem napisać w cudzysłowie „ścieżka rowerowa”. W Częstochowie według Urzędu Miasta jest około 20 km ścieżek rowerowych (dokładnie 19, 37 km). Jak na 240-tysięczne miasto to raczej niewiele. Natomiast moim zdaniem w mieście jest w praktyce tylko kilka kilometrów ścieżek, reszta to atrapy, substytuty, żałosne parodie. Dlaczego tak twierdzę? Ścieżka rowerowa, to wydzielony pas drogi przeznaczony dla rowerzystów, najlepiej oddzielony od chodnika lub ulicy pasem zieleni (moja robocza definicja). Tymczasem w moim pięknym mieście standardem jest ścieżka rowerowa przyklejona, bądź „wykrojona” wąskim pasem z chodnika lub tzw. „szachownica”, gdzie ścieżka rowerowa i chodnik są wspólne dla wszystkich. Jaki tego skutek? Taki, że rowerzyści muszą slalomem wymijać pieszych, co stresuje jednych i drugich. To rozwiązanie procentuje również tym, że piesi nagminnie chodzą po wydzielonych z chodnika ścieżkach rowerowych. Czy wiecie, że chodzenie po ścieżkach dla rowerów karane jest mandatem w wysokości 100 zł? Większość ludzi tego nie wie, kiedy ich o tym informuję, zamiast ze zrozumieniem spotykam się z ironicznym uśmiechem albo bluzgiem. Dlaczego? Widzieliście kiedykolwiek strażnika miejskiego lub policjanta karzącego kogoś za chodzenie po ścieżce? Ja nie… Na dodatek do tego wszystkiego częstochowskie ścieżki nie są siecią łączących się ze sobą ciągów komunikacyjnych dla rowerzystów, pozwalających dojechać we wszystkie ważne punkty miasta. Wprost przeciwnie, ścieżki zaczynają się „nigdzie”, spotykają się zwykle przypadkowo, a następnie kończą się niespodziewanie. Nawet nowo powstające ścieżki budowane są według tej „zasady”. Skutek jest taki, że Częstochowa nie posiada ścieżki rowerowej łączącej południe z północą miasta, czy wschód z zachodem. Jadąc np. z południa w kierunku dzielnicy „Północ” ścieżka rowerowa kończy się u progu centrum miasta! Rowerzysta zmuszony jest jechać bardzo ruchliwymi i niebezpiecznymi ulicami przez całe centrum i dojeżdża do następnej ścieżki już poza nim.

Wróćmy do naszej trasy. Jedziemy substytutem ścieżki rowerowej, chodnik i ścieżka są wspólne i mają 1,5 m szerokości, spróbujcie mijać inne rowery i pieszych na tej „ścieżce”, wymaga to refleksu i pewnej ręki, powodzenia. Docieramy do ronda Mickiewicza, gdzie porzucamy „ścieżkę” …gdyż w tym miejscu się kończy. Tu mała dygresja, pomocna uwaga dla kierowców odwiedzających Częstochowę. Rondo Mickiewicza, mimo swojej mylącej nazwy, nie jest tak do końca rondem. Mimo jego kształtu w praktyce to seria równorzędnych skrzyżowań. Pierwszeństwo na nim jest nie dla będącego już na rondzie pojazdu, lecz tak jak na zwykłym skrzyżowaniu dla auta nadjeżdżającego z prawej. Często widuje się w tym miejscu auta z obcymi rejestracjami, których zagubieni kierowcy próbują się odnaleźć, warto w tej sytuacji popatrzeć na znaki poziome, które wskażą właściwe rozwiązanie.

Teraz kryterium osiedlowe. Osiedlowe uliczki są bezpieczniejsze, gdyż ruch jest na nich mniejszy i auta jeżdżą wolniej, za to jest więcej krzyżówek, więc nie możemy uśpić naszej czujności. Osiedlowymi uliczkami docieramy do ul. Pułaskiego, ruchliwej i pełnej aut, więc jak tylko dojeżdżamy do parków pod Jasną Górą natychmiast uciekamy na ich ścieżki. Park (są to dwa parki oddzielone al. Sienkiewicza prowadzącą na Jasną Górę, lecz zwyczajowo traktuje się je jak jeden) jest obecnie restrukturyzowany, asfaltowe ścieżki zamieniane są na granitowe, a ich sieć ma być podobno zgodna z przedwojenną. Niewątpliwie prace poprawią urodę tego miejsca szczególnie, że parków w Częstochowie jest na lekarstwo. Kolejny substytutem „ścieżki rowerowej” docieram w końcu do pracy. Uff, gdybym nie wiedział, że jazda rowerem to przyjemność,rzuciłbym go w diabły i pojechał autem. Na szczęście Częstochowa leży na Jurze, to raj dla rowerzystów, kolejnym razem zapraszam na wycieczkę do Olsztyna.

Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Wiadomości24.pl