czwartek, 25 listopada 2010

Parytety, czyli antydemkracja

Ważą się losy ustawy parytetowej. Jak donosi GW być może już w piątek zostanie poddana głosowaniu. Co ciekawe jedynie PiS zachował zdroworozsądkowe podejście i jest przeciwny ustawie. Niestety pozostałe partie deklarują poparcie.


Cóż nam wnosi ustawa? Ano tyle (ujmując rzecz w skrócie), że na listach wyborczych pojawi się wymóg pojawienia się 35% reprezentacji kobiet, inaczej lista nie zostanie zarejestrowana. Co zrobić, gdy w jakimś regionie nie ma tylu chętnych kobiet? Aby nie poddać się walkowerem trzeba będzie „sztukować” na siłę, tak aby ustawowy wymóg został spełniony. Abstrakcja, że na pewno się znajdą chętne? Ja nie jestem taki przekonany, sądząc choćby po ilości kandydatek do samorządu w Częstochowie.



Parytety, najnowsza moda polityczna, to łamanie demokracji pod hasłami równości. To wybieranie do władz ludzi nie pod kątem umiejętności, talentów, doświadczenia, ale płci, a w przyszłości być może innych uwarunkowań. Idąc tą drogą być może już niedługo parlament będzie w totalnym pacie, gdy ludzie różnych płci, orientacji, religii, kolorów skóry i zawodów będą się nawzajem klinczować w imię „równości i sprawiedliwości”. W ten sposób ośmieszona demokracja stanie się niewydolna całkowicie, obyśmy przeżyli te eksperymenta, choć biorąc pod uwagę prognozowane emerytury, pojawia się pytanie – czy warto? Tak, czy owak, podobnie jak prezes Kaczyński (choć on w innej sprawie), czuję absmak, duuuży absmak

Brak komentarzy: